niedziela, 20 grudnia 2015

Spotkanie z Nelą Małą Reporterką

   

                 W niedzielę, 6 grudnia,byliśmy na spotkaniu z Nelą w warszawskim Empiku. Chłopcy byli zachwyceni. Poznali na żywo autorkę swoich ulubionych książek, posłuchali, dali książki do podpisania. Był z nami mój 9-letni siostrzeniec, który w drodze powrotnej mówi do mnie: "Ciociu chyba jeszcze raz przeczytam te wszystkie książki Neli, żeby to sobie wszystko utrwalić" :). Czytał wszystkie pozycje nawet nocą i na przerwach szkolnych. Jak widać miłośników Neli nie brakuje.  I na spotkanie przybyła rzesza miłośników małej reporterki. A TU można obejrzeć krótki filmik z tego spotkania.
                Nela - przesympatyczna dziewczynka, z wielką pasją, z wystąpieniem publicznym nie miała żadnych problemów (przynajmniej ja nie zauważyłam) i niemałą wiedzą.  Z przyjemnością słuchało się jej i mi. Ale w tym spotkaniu przeszkadzało mi najbardziej chyba to centrum handlowe (nie wiem jak Wy, ale ja nie lubię takich miejsc, które są dla mnie przesiąknięte komercjalizmem - czuję go wszędzie). I zabrakło mi pytań do autorki. Szkoda, że dzieci nie mogły zadawać pytań. Mogło być zabawnie. 



            Jeszcze przed spotkaniem zakupiliśmy i przeczytaliśmy nową książkę Neli Małej Reporterki. Nela na tropie przygód. A w niej wiele ciekawych informacji, jak zawsze. Do tego mnóstwo ilustracji. W tej części odwiedzamy schronisko dla leniwców  (jedne z ulubionych zwierząt Mikołaja),poznajemy malutkiego słonika, a także żółwie olbrzymy. Bierzemy udział w wyprawie na wieloryby. U Martyny Wojciechowskiej poznaliśmy zatokę lądującego smoka. tu sobie o niej przypominamy. Zachęcamy do sięgnięcia po tę pozycję,również jako doskonały prezent pod choinkę.






                      Niedawno też czytaliśmy nowe Ikeowskie pozycje, do których z chęcią wracamy.  Uwielbiamy je!
Pan sowa jedzie na wakacje to okazja do poznawania leśnych zwierząt i ich zwyczajów. Podczas czytania możemy zwrócić uwagę dzieci na gatunki drzew. Tu szczególnie brzoza brodawkowata i dąb. Okazja również do liczenia. A wszystko podczas emocjonującej historii o panu sowie i jego podopiecznych. Księżniczka i zaginione szczęście przenosi dzieci w magiczny świat, w którym wszystko się może zdarzyć. Pojawia się przyjacielski Krullig, ale i zła czarownica. Ale, ale... nikt przecież nie jest do końca zły. Kogo dobrego można poznać w czarownicy? Książka o pięknym, uniwersalnym przesłaniu, że dobro zawsze zwycięża, a szczęście jest tak blisko nas, że często nie zdajemy sobie z niego sprawy.








                W ostatnim czasie przeczytaliśmy też Lato Stiny. Ciepła opowieść o Stinie, która spędza wakacje u dziadka na wyspie. Dziewczynka zbiera wszystko, co wyrzuca morze na brzeg. Każde znalezisko jest skarbem. Szczególnie pewna skrzynka, która okazuje się doskonałym pojemnikiem na wszystkie inne znaleziska. Wnuczka z dziadkiem łowi również ryby i obserwuje szalejący sztorm. Dobrze, że dziadek jest wtedy blisko... Stina także uwielbia słuchać niesamowitych historii opowiadanych przez Bujdę - przyjaciela dziadka. 
           Lato Stiny to kolejna doskonała propozycja na prezent. Mnie jedynie rozczarowała mała ilość tekstu, ale to niewielki mankament patrząc na całość.



             W naszej domowej biblioteczce znalazła się również kolejna książka o Bolku i Lolku. Mikołaj i Filip pałają potężną i niegasnącą miłością do tych postaci. Ja niekoniecznie. Jakoś ten nowoczesny Bolek i Lolek mi nie odpowiada i już. Ale czytam i do swych antypatii się nie przyznaję. A w tej części z tortem urodzinowym (kto to puścił do druku???) dziadek, który przybywa, by zająć się chłopcami prawdopodobnie!!! jest tatą taty. Sama mama o nim mówi, że to zupełnie zdziecinniały i niechlujny hipis. Dziadek Jurcio jest do tego doskonałym znawcą win, ale to niekoniecznie musi oznaczać, że jest uzależniony, jak broni go tato. Mało tego, dziadzio hipis podczas pełnienia opieki nad chłopcami  spożywa  "wszystkie konfitury" i jakoś dziwnie po nich śpi, a obudzony przez Lolka nie potrafi wycedzić słowa. Ten rozdział należy pomijać z daleka!!!






            Na osłodę (miejmy nadzieję) do czytania pozostał nam Mały książę   w wersji dla dzieci. Przeglądałam, prezentuje się ciekawie. Ciekawe, co powiedzą chłopcy? Przekonam się w najbliższych dniach. :)







poniedziałek, 14 grudnia 2015

Wulkan w domu







            Wykonaliśmy domowe wulkany.
             Najpierw była zabawa masą solną. Zostały nią obklejone szklane butelki - nasze wulkany. Gdy sobie schły, można było  poszaleć z masą solną (za jednym bałaganem ;)). Zajęcie na dobre dwie godziny, potem drugie tyle sprzątania ;).  Ale jest też dużo prostsza wersja. Bierzemy szklane butelki na dwór i zakopujemy je w piasku. Następnym razem tak zrobimy, bo chłopcy domagają się jeszcze wystrzałowych eksperymentów.
             Nasze wulkany zostały dopracowane, by wyglądały realistycznie. Posypane zostały kawą rozpuszczalną i pomalowane zieloną farbą, bo zabrakło nam brązowej.












..  

















Do wypełnienia wulkanów użyliśmy: płynu do naczyń, czerwonej farby plakatowej, odrobinę wody i dużo sody oczyszczonej. Wszystko to należy wymieszać i wlać do szklanych butelek.






Potem wystarczy tylko dolać ocet i spektakularny wybuch gotowy.





Mikołaj z Filipem tak byli zachwyceni, że z zainteresowaniem obejrzeli film o wulkanach: o ten.

sobota, 5 grudnia 2015

Głosujcie na nas :)

Jesteśmy miłośnikami figurek Schleicha i mamy już niezłą kolekcję, dlatego nie możemy nie wziąć udział w konkursie Schleicha. Prosimy o Wasze głosy!!! Można oddawać je codziennie do 8 stycznia. Pamiętajcie o nas :). Dziękujemy
Konkurs Schleicha

Nasze zdjęcie przedstawia dwóch chłopców w białych koszulkach, którzy bawią się figurkami :)

wtorek, 27 października 2015

Poświęcenie

Podczas jazdy samochodem, Miki pyta:
- Mamo a dlaczego nie zapisałaś Filipka do przedszkola?
- A wiesz, Mikołajku, nad Filipkiem obowiązek jeszcze nie ciąży, ja chcę się nim nacieszyć-wyjaśnia mama.
W końcu głos zabiera trzyletni Filip:
- Mamo pan wójt nie dał ci pracy i jestem z tobą, żeby nie było ci smutno. Nie chodzę do przedszkola, żebyś była wesoła, co nie mamo?

poniedziałek, 12 października 2015

Kacperątko

          Kacperek ma już niemal jedenaście miesięcy. Już zaczynamy planować przyjęcie urodzinowe. Kacperuś jest niezwykle pogodny i uśmiechnięty. Gdy kończył dziewiąty miesiąc życia, zaczął stawiać pierwsze kroczki. I od dziesiątego miesiąca "regularnie" chodzi :).         
       Mówi mama, da, ne, baba. Pokazuje kosi -kosi, nie, nie nie (kręci głową), robi pa pa i pluje na zawołanie :). Żywiołowo reaguje na widok swych braci i psów :). Robi za odkurzacz i sprząta wszystkie śmieci z podłogi. Nienawidzi być skrępowany pasami w foteliku samochodowy.
     Uwielbia zabawy ze swymi braćmi. Zagląda w każdy kąt.  Szczególnie lubuje się w szafkach, półkach i szufladach. 








Kawa zbożowa w torebkach i Kacper




         W kwestiach nauki czytania ... zmieniłam troszkę zasady. Po pierwsze, drukuję karty sama. I prezentuję mu nie po pięć słów, a trzy.  Kacperuś bardzo chętnie ogląda słowa.

środa, 7 października 2015

Perełka.... do nauki angielskiego

            Odkopałam prawdziwą perełkę. Nie wiem, jak mogłam tę bajkę przegapić. A mowa o brytyjskiej serii filmów animowanych przeznaczonej do nauki angielskiego. I przypomniałam sobie o niej dosyć niedawno. Jest świetna do nauki języka obcego (bo także dostępna w wielu innych językach, np. mandaryńskim, francuskim, hiszpańskim, niemieckim, włoskim czy irlandzkim).  Filmy dostępne są w dwóch seriach: I - kurs podstawowy i II - dla zaawansowanych.
          Zawiera dużą dawkę słówek i całych struktur gramatycznych. Kurs jest intensywny, a do tego ma wciągającą fabułę. Młody odbiorca nie będzie się nudził, bo nie ma tu scen typu: o biały kwiatek, a tu zielony, a tu czerwony. A tu lata motylek. I kolejna zaleta,  cała opowieść  nagrana w nienagannym angielskim (bo taką wersję oglądamy), a odbiorca odczytuje słówka z kontekstu, wszystko jest w odpowiedni sposób wyjaśnione, wszystkiego można się domyślić. Głowna fabuła często jest przerywana, by jedna z postaci mogła w różny sposób objaśniać słownictwo i gramatykę. Dla 6-7 latków i wzwyż fantastyczna rzecz do nauki nowych słów i zwrotów. Także do powtórki.  Zaś młodsi z małym wsparciem dorosłych także wiele z filmu wyniosą. Moi chłopcy są zachwyceni i naprawdę zapamiętują słówka. Opowieść ich wciągnęła.
         A mowa jest o niczym innym, jak o MUZZYM - Muzzy in Gondonland (kurs podstawowy) i Muzzy Level II (dla zaawansowanych). Pierwsza seria na pewno dostępna na You Tube, drugiej nie sprawdzałam. Tak! To jest ten Muzzy, którego pamiętamy z dzieciństwa, bo zaczął być emitowany w 1986 roku, a w Polsce w 1995.
Zdjęcie pochodzi z zasobów internetu.

        Główną postacią jest Muzzy, big Muzzy, zielony potwór, którym swym spaceship  ;) przybywa do królestwa Gondonlandia. Potwór jest przyjacielski i uwielbia jeść zegarki. W królestwie żyją król - The King Lion, królowa - The Queen, ich córka Princess Sylvia, Bob The Gardner, Norman i czarna postać naukowiec Corvax. Sylvia i Bob zakochują się w sobie, razem uciekają na motorze. Corvax także kocha księżniczkę i robi wszystko, by mieć ją dla siebie. Muzzy ratuje wszystkich z opresji. W drugiej serii, tej zaawansowanej, można spotkać Amandę, córkę Boba i Sylvii. 
       My jesteśmy w pierwszym poziomie. Pierwszy odcinek chłopcy rozumieją już doskonale, kolejne częściowo, ale to kwestia czasu. Dodatkowo drukuję im zadania dotyczące filmu, by utrwalać wszystko, czego się nauczyli i tym samym ułatwiać zrozumienie kolejnych odcinków. 


 
Zdjęcie pochodzi z zasobów internetu.


wtorek, 6 października 2015

Makieta lasu

     Jakiś czas temu zaczęliśmy przygotowywać makietę lasu. Potem poszła w odstawkę, a teraz w końcu ją wykończyliśmy i służy do zabawy. Jest też naszą pomocą edukacyjną.

Zaczęło się od malowania szyszek i styropianu.






Była wyprawa i do lasu, i po jarzębinę. Nazrywaliśmy jej dużo, nasuszyliśmy i będziemy mieli na zimowe dokarmianie ptaków.






A oto gotowe podłoże. Potem lepienie grzybów, ustawianie drzew, umiejscawianie skarbów przyniesionych z lasu. Zwierzęta w gotowości. I najciekawsze zajęcie - wprowadzanie zwierząt do gotowego lasu.










Nasza makieta gotowa! Potem to już tylko zabawa.




sobota, 3 października 2015

To był miły dzień

       



        W piątek 2 października było prawdziwe święto. Chłopcy zostali ubrani odświętnie. Mikołaj nie poszedł do przedszkola. Kacperek został z babcią. I wybraliśmy się do teatru. Dla nas to prawdziwy rarytas. Mieszkamy na wsi i stety niestety ma to swoje plusy i minusy. Zdecydowanie minusem jest  utrudniony dostęp do wysokiej kultury.
       Tego dnia czekał na nas Teatr Lalki i Aktora w Łomży i spektakl Magiczny sklep inspirowany tekstem G. H. Wellsa o tym samym tytule. Jest to niezwykła opowieść o relacji ojca i syna, powrocie do dzieciństwa, do wspomnień, gdzie rzeczywistość przeplata się z magią, gdzie wyobraźnia to potęga. Ale także opowieść o ulotności i przemijaniu. 
       Dzieci nie są w stanie tyle zrozumieć, ale się nie nudziły. Mali odbiorcy mieli  dorosłego Janka-clowna i Janka, który był dzieckiem, zwykłym chłopcem, który z ojcem wszedł do magicznego sklepu, w którym spełniało się każde jego marzenie, gdzie każda zabawka była na wyciągnięcie ręki. Był miecz i tarcza, białe króliki, auto, tramwaj i niezwykła szklana kulka. I magia. Nawet trzyletni Filipek obejrzał godzinny spektakl. A Mikiś wypytywał, czy jego książeczka też jest magiczna (dostał taki reklamowy folder o spektaklu).  
        To był niezwykły dzień.


Zdjęcie pochodzi ze strony internetowej teatru.


Moc czytania globalnego i natchnienie

        Dziś daję Mikołajowi kartkę z napisem zoo. Odczytuje z pamięci bezbłędnie. Dalej proszę o przeliterowanie i wskazanie liter.
-  Z-O-O.
Świetnie. I jakie to miłe - zbieranie skutków nauki czytania metodą globalną. Miki zna kilka liter, ale 'Z' nigdy mu nie pokazywałam, nie mówiłam. Nie znał, ale znał. Powoli nadchodzi uświadomienie. 
      Proces nauki czytania u Mikołaja trwa. Jedną nogą stoi w czytaniu globalnym, drugą nogę odważnie stawia w czytanie analityczno-syntetyczne. Bez problemu głoskuje trzyliterowe słowa. Dodam, że u nas nic nie ma systematycznie. Raczej falami. Jak matematyka, to pochłania nas liczenie do reszty, jak czytanie to czytanie.
      Równocześnie z czytaniem - pisanie. Tak, mój synek dostał natchnienia. W każdej chwili coś skrobie. A mama publikuje teksty (czytaj: umieszcza je na lodówce) i puchnie z dumy.















czwartek, 1 października 2015

Mali fani Neli Małej Reporterki

              Chłopcy Nelę Małą Reporterkę uwielbiają. Nela to dziewczynka - Polka, która nagrała swój  pierwszy reportaż, gdy miała pięć lat. Ta przesympatyczna blondyneczka podróżuje po całym świecie i pokazuje innym dzieciom (i dorosłym) ciekawe miejsca, fascynujące zwierzęta. Wszystko nasycone egzotyką. Poza tym w książkach tych jest spora dawka wiedzy o świecie i zwierzętach. Czy wiecie, że samice żółwi morskich wracają na tą samą plażę, na której się wykluły, by w tym samym miejscu złożyć jaja? Dodatkowo pozycje są pięknie  wydane i ilustrowane. Jednym słowem polecamy!!!
            Mamy wszystkie jej książki (10 niesamowitych przygód Neli, Nela na 3 kontynentach, Nela i tajemnice świata). Pierwsza część przeczytana już dawno. A teraz dotarły do nas kolejne, które zgłębiamy. 



         Książki są naprawdę świetne.  Odbywamy niesamowite podróże razem z Nelą. W pierwszej części chłopcy najbardziej przeżywali losy słoni, które są ofiarami wojny. Teraz czytaliśmy o waranach z Komodo, o żółwiach morskich i tukanach. Smoki z Komodo tak zafascynowały chłopców, że czuli niedosyt i oglądali inne filmy na You Tube o tych jaszczurach.




           Warto również (my tak robimy) obejrzeć reportaże, które są nagrywane dla programu TVP abc. Telewizję oglądamy rzadko, więc po przeczytanie danego rozdziału oglądamy (tak, tak, oglądamy, bo i mama z wielką przyjemnością towarzyszy swym synom) jego telewizyjny odpowiednik  o tu.



                 Mało tego. Nela wydała również kalendarz dla dzieci (sama bym taki chciała mieć ;)) o wymownym tytule Przygodnik. 365 dookoła świata z Nelą. Też go mamy. Korzysta z niego Miki. Może jest trochę za mały, ale dla starszych dzieci rewelacja. Podarowaliśmy jeden egzemplarz Jasiowi (9-latek), to mu cała klasa pozazdrościła ;).



Jak fani, to fani. Śledzimy również fanpaga Neli https://www.facebook.com/podrozeneli?fref=ts 
Mamy również nadzieję wybrać się kiedyś na spotkanie z Nelą.


         A tak z naszych nowości, to słuchamy sobie  naszego pierwszego audiobooka o Wróbelku Elemelku.  Wiele audiobooków można odnaleźć na You Tube. My z tej formy korzystamy w podróży bądź podczas zwykłych domowych obowiązków, gdy akurat nie ma możliwości poczytania, np. podczas porannego wybierania się do przedszkola.



A do drugiego śniadania Mikołajka koniecznie dołączone czytanie globalne :):



niedziela, 27 września 2015

Ktoś mi podmienił dzieci...

     Wczorajszy poranek. Wrzaski, krzyki, bójki. Walka o miejsce na sedesie!
     Dzisiejszy, niedzielny poranek. Leniwe śniadanie w piżamach. Mikołaj mówi do Filipa:
- Chodź Filipek ubiorę cię, to pójdziemy na podwórko.
Po czym ubrał młodszego brata. Założył mu majteczki, spodnie, skarpety. (Wszystko sam wziął z suszarki).
- Teraz mnie lubisz? - skromniutkim głosikiem pyta Mikołaja Filip.
Mikisia to rozbawiło. Uśmiechnął się i pewny siebie odrzekł:
- Nie lubię. Kocham.

piątek, 25 września 2015

Jesienna klasyka...

          Oczywiście jesienią koniecznie należy wybrać się po kasztany i żołędzie, co nie omieszkaliśmy  uczynić.



 
            Dary te są niezwykle cenne. Służą jako liczmany, można zabrać je ze sobą do piaskownicy, mogą przewalać się po domu, ale i mogą powstać z nich ludziki. U nas właśnie zamieszkały takie kasztanowo - żołędziowe stworki.



          Sfotografowanych zostało zaledwie kilka, bo większość nie wytrzymała zderzenia z twardą rzeczywistością. A to biegający pies stracił ogon, a potem zaraz inne członki. Ludzik nie wytrzymał upadku z wysokości. Tak czy siak kasztany mają w sobie coś magicznego i niosą wiele zabawy.

          Przy okazji zbierania żołędzi dzieciom warto przedstawiać gatunki drzew. Chłopcy poznali kasztanowca, uczyli się odróżniać dąb szypułkowy od bezszypułkowego. Ale o tym będzie niedługo, bo od jakiegoś czasu skupiamy się na poznawaniu gatunków drzew.

poniedziałek, 21 września 2015

W przedszkolu

Dzieci kolorują leśne zwierzęta. Miki ma łosia.
- Mikołaj nie wychodź poza linie - koryguje pani Hania.
- Proszę pani, ale łoś jest przecież włochaty - usprawiedliwia się przedszkolak.

P. S. Mikołaj w przedszkolu odnalazł się znakomicie. Nie było żadnego okresu adaptacyjnego. Dodam, że rano budzi mamę i przypomina, że przecież on MUSI iść do przedszkola.

sobota, 15 sierpnia 2015

Obserwacja ptaków latem


          Wokół siebie obserwujemy wiele ptaków. Dzięki temu znamy takie gatunki (bo widzieliśmy je na własne oczy): wróble, sroki, dudki, jaskółki, dzięcioły, szpaki, wrony, żurawie, łabędzie,  bociany, gołębie, kopciuszki, czasem naszym oczom ukaże się jakiś jastrząb, a i zimową porą oczywiście sikoreczki.

Przed domem rośnie modrzew. Pod modrzewiem stoi huśtawka. Na dzikie gołębie, które założyły nad nami gniazdo napatrzyliśmy się godzinami. Jednak młode odleciały i gniazdo opadło. Właściwie to się niszczyło wraz ze wzrostem piskląt. Młode się nie mieściło, więc siadało na gałązce.



Fiu, fiu... ile wróbli mieszka na naszym podwórku. Były i szpaki, ale gdzieś się już przeniosły. Nie ma ani jednego.



Pod dostatkiem mamy też jaskółek, którym przyglądamy się uważnie. Cały dzień, od rana do nocy, tylko latają i łapią owady, by wyżywić swe żarłoczne potomstwo.





Sroki też do nas zaglądają. Wyjadają psu żarcie z miski.

Odwiedzamy też czasem Błaszczakowe bociany - które już od paru ładnych lat mieszkają w sąsiedztwie. W tym roku pani bocianica z panem bocianem mają tylko jedno bocianiątko. Szkoda, że już niedługo odfruną.



Kopciuszkom przyglądaliśmy się, gdy jechaliśmy do cioci Teresy na herbatkę. Uwiły sobie gniazdko na werandzie, ale też już gdzieś odleciały po drugim gniazdowaniu. Szkoda, że nie cyknęliśmy im zdjęcia.

Ostatnio zagląda do nas nawet dzięcioł średni! Cieszymy się z tego gościa niesamowicie. Zauważyliśmy, że częstuje się orzechami z naszych leszczyn, przysiada na dębię, roztłukuje orzechy i zjada robale. Na ziemi same łupinki jak po wiewiórkach. Przy okazji poznaliśmy (oczywiście z książki) dzięcioła szarego, dużego, zielonego.








Bawimy się w ornitologów. Nawet zaczęliśmy kolekcjonować ptasie pióra. Jak na początek mamy sporo piórek. A to tata coś znajdzie, a to sami coś tam przyniesiemy z łąk.


Wszystko należy do żurawia

Piękne pióro sroki
Chyba jaskółka
Chyba bocian
Piórko wróbelka







            Podczas oglądania piór dokładnie przyglądamy się poszczególnym częściom i operujemy precyzyjnym słownictwem:


            Na bieżąco uzupełniamy swoje wiadomości o ptakach. Znaleźliśmy pióro sroki, to czytaliśmy o sroce, przyleciał dzięcioł - my zaraz do książki i sprawdzaliśmy, gdzie gniazduje, co je, jakie są jego charakterystyczne cechy.  Książka Kruszewicza jest dla nas niezwykle pomocna. Polujemy też na książkę tego autora "Czyje to pióro?", ale nigdzie nie ma.




       Cykl rozwojowy ptaka (i nie tylko) pojawia się w naszej grze. Tym sposobem poznaliśmy ziębę i perkoza dwuczubego.










                   A przed snem czytamy wspaniałą książkę Lecha Zaciury o ptakach. Jest to lektura całoroczna. Bohaterami są ptaki, wiele ptaków: czyżyk, sikorka bogatka, dzięcioł szary, rybółów, bocian, gawron, sowa i wiele innych.  Zwierzęta są uosobione i w barwnych ich przygodach poznajemy zwyczaje i zachowania ptaków w konkretnej porze roku. Książkę czyta się więc cały rok.
"Czyżyk i spółka" Lecha Zaciury, bo o tej pozycji jest mowa:






Filipek bardzo się wzruszył historią pana bociana, który musiał pozostać w Polsce, podczas gdy pani bocianowa odleciała z dziećmi do Afryki.



           W planach mamy stworzenie własnego atlasu ptaków, no i musimy gdzieś poukładać i opisać pióra, bo póki co leżakują sobie w pudełku wszystkie razem.