czwartek, 19 marca 2015

Książek Astrid Lindgren ciąg dalszy


           Moje dzieciątka pokochały Emila, Idę, Lottę i jej rodzeństwo i dzieciaki z Bullerbyn. Idąc dalej tym śladem zakupiliśmy "Przygody Madiki z Czerwcowego Wzgórza" (do czytania na najbliższe dni):




Zaczęliśmy czytać o Nilsie Paluszku i już nam bardzo się podoba. A w książce wiele opowieści o dzieciństwie, o tym co dzieci zasmuca, a co cieszy.


Spójrzcie, jaka zachęcająca ilustracja:



Miki był zasmucony, że już więcej przygód cudownego Emila nie mamy, a tu niespodzianka: znaleźliśmy książeczkę "Mała Ida też chce psocić". Ale lektura ta ma jedną wadę... jest za krótka. Zdecydowanie za krótka. A w niej  jak zawsze prześmieszna przygoda/psota małego Emila z udziałem barana i Mai  Borówki i pierwsza psota słodkiej Idy. Chyba do czegoś się przyznam... Przyszła przesyłka z książkami. Starsze smyki na wyjeździe z tatą, niemowlak śpi, a ja co? Zamiast w tym czasie doprowadzać dom do jako takiego ładu, wywiesić pranie zalegające w pralce, wrzucić coś do garnka,  już nie mogłam się doczekać, coby zapoznać się z nową lekturę. Siadłam i przeczytałam i się pośmiałam. Zdziecinniałam? No ale podobno rodzice są na takim poziomie co ich dzieci. A potem znowu nie mogłam się doczekać, coby zapodać moim słuchaczom lekturę i cieszyć się ich wrażeniami i tymi rozdziawionymi buźkami. Przeczytajcie sami!





I ulubiony fragment Mikiego:




Inne nasze nowości. Popularna książka Tulleta, świetna do zabawy:




"Wojna liczb" -  dla czytelników zainteresowanych liczbami:





I kolejna książka Mizielinskich w naszym księgozbiorze. Rewelacja.  Okazja do liczenia, liczenia, liczenia, przeliczania i liczenia. Zajęcie akurat dla Mikołaja, który ciągle liczy (nawet podczas załatwiania potrzeb fizjologicznych z łazienki dobiega: 1,2, 3... i potem w wersji po angielsku, i tak w kółko). 





"Masz Mikołaju i licz do woli" :) -  powiedziała mama, by zaspokoić potrzeby syna.  I liczy, i jest przeszczęśliwy.  I pewnie nic w tym dziwnego, że mały Filipek już zaczyna powtarzać cyfry po kolei (choć pewnie w tym nie ma jeszcze liczenia). I mówi: "Czytaj o jedynkach" ("Wojnę liczb").
W przypadku "Mam oko na liczby" można się też świetnie bawić. Wystarczą dwie osoby. Otwieramy na przykład na cyfrze siedem i liczymy na zmianę. A to jest tego siedem. I kolejna osoba. Kto już nie potrafi znaleźć czegoś w liczbie siedmiu, ten przegrywa. Zabawa wciąga. I chociaż w oczach już się pstrzy, i liczy się i liczy, to jednak tego liczenia nigdy dość. Jednym słowem polecamy.














czwartek, 12 marca 2015

Kacper patrzy


                Na pierwszym etapie  z niemowlaczkiem ćwiczymy odruch źreniczny. Dokładnie do Domana się nie stosowałam, który mówi, by naprzemiennie zakrywać oczka i świecić latarką (kilka sesji dziennie). A ja, zwykle podczas kąpieli, kilkakrotnie włączałam i wyłączałam światło. Właściwie zlecałam to zadanie starszym braciom, by od początku mieli zasługi w rozwoju brata. ;) Na drugim etapie również ćwiczymy odruch źreniczny a także postrzeganie konturów. Oglądanie kontrastów jest niezwykle ważne dla dziecięcia, bo zaczyna je dostrzegać i drogi wzrokowe dojrzewają. 
                 Ćwiczymy także dostrzeganie światła. W  ciemności/zmroku  kierujemy strumień światła na dłoń w zasięgu pola widzenia dziecka i czekamy aż nasz maluszek odnajdzie ten punkcik światła na dłoni. 
                 Po takich treningach możemy pokazywać karty z konturami rozwijające inteligencję dziecka. 

A im dalej w las, tym ilustracje powinny być bardziej skomplikowane z detalami. Szczegółowy program "pracy" z niemowlęciem, nie tylko o rozwijaniu wzroku, można znaleźć tutaj:

lub w już wychwalonej przeze mnie książce-poradniku K. Minge i N. Minge. Jak dla mnie klasyka, do której baaaaardzo często zaglądam, a jak jest dłuższa przerwa, to do niej tęsknię :). No i znowu chwalę. Tak czy siak do obydwu pozycji warto zajrzeć. (Choć ja dawno temu w ogóle nie czytałam poradników, ba, nawet wrzucałam je do kategorii podksiążek, a teraz namiętnie czytam poradnik za poradnikiem. A nawet muszę je mieć na własność). Doman = klasyka.
             Wracając do tematu. Kacperko również sobie patrzy, a jakże. Na początku oglądał pościel, poduszki, zasłonki.  Oczywiście można przygotować i otoczenie, jak najwięcej białego i czarnego w domu. A przezorna mama przygotowała się na tę okoliczność bardzo. Nawet w pewnym sklepie zakupiła czarno - białe podkładki do jedzenia, nie wiedząc jeszcze, że aż tak bardzo się przydadzą w edukacji kochanego dziecięcia ;).





W końcu podkładki trafiły na stół, a ja zmobilizowałam się i wydrukowałam kontrasty w ilości sztuk dziesięciu (nawet zalaminowane), teraz pora pomyśleć o następnych, bardziej skomplikowanych. A w planach jeszcze jakaś podusia, może i maskotki z tych to oto materiałów:

Efekty zapewne będą do obejrzenia na blogu :).

środa, 11 marca 2015

Co robią dzieci, gdy się nudzą?

              Miałam posta zatytułować Czym zająć dzieci? Ale ten drugi tytuł jest lepszy, bo to oni sami robią, co chcą. Tak tak, pozwalam dzieciom, by się nudziły. Nie włączam telewizora, zajmują się sami sobą i czymkolwiek chcą. Ja w tym czasie zwykle jestem zajęta albo bawię się z Kacperkiem. Oto fotorelacja z tego, co wybierają, by się jednak nie nudzić i niemającej dla nich czasu mamusi nad głową nie wisieć:
Oczywiście plastelina.

               
Pisanie, rysowanie, bazgranie, kolorowanie. (Na zdjęciu ze starszym bratem ciotecznym)



"Mamo włącz nam Zosię i Kevina!" (Strona do nauki angielskiego przez zabawę)
Puzzle, szał z nimi!

Klocki w każdej postaci: drewniane, plastikowe, codziennie.
                                                Co najmniej godzina. Dzieci i piasek kinetyczny.

Robią jeszcze wiele innych rzeczy, do których niepotrzebne są żadne zabawki, czy rekwizyty. No może pojemnik na pościel, by wypłynąć na morze i uciekać przed rekinami . Lub biegają po całym domu i są potężnymi żubrami albo bawią się w mamę, tatę i dziecko i wiele wiele innych rzeczy.




Fascynująca matematyka

         


         Matematyka... zmora wielu uczniów. Moja również, a to chyba wina mojej nauczycielki z podstawówki, potem w liceum też nie było rewelacji. I tym sposobem ta nienawiść ciągnęła się wiele lat. Do dziś mam koszmary senne...
            Chcę wspierać swoje dzieci w matematyce, by pokochały tę naukę (a ja może poznam przedmiot na nowo, gdy wraz z dziećmi przejdę przez różne szczeble ;)). I lubimy się bawić w liczenie.
            Miki odkąd zaczął liczyć biegle do 10, wprowadziłam cyferki. I z nimi było różnie, myliły się. Dlatego wymyślałam różne zabawy. A to gra w ponumerowane kręgle, a to zabawa w rybki, która przyjęła się na dłużej. Z jajek po kinderniespodziance zrobiliśmy sobie rybki (11), w każdym jajeczku znajdowała się karteczka z cyfrą od 0 do 10. Rybki sobie pływały, trzeba było je złowić. Po wyjęciu z wody należało wyjąć karteczkę z cyferką i włożyć z powrotem w rybkę, tyle robaczków (pocięte słomki), ile sobie życzyła tego rybka. W ten sposób się najadała  i wskakiwała z powrotem do wody. Dopiero ryba wyłowiona z robaczkami w środku mogła wylądować na patelni.




             Ale chyba najskuteczniejszym sposobem na utrwalenie cyferek okazała się .... umiejętność operowania pilotem. I tu słowo wyjaśnienia. Podczas mojej nieobecności (przedporodowe i poporodowe pobyty w szpitalu) moje dzieci oglądały bajki.... (yhm..) I tak się rozwydrzyli, że dopiero się odzwyczaili, długa to była ta walka z tv. Ale nie ma tego złego. Miki włącza tacie kanał, jaki tata zechce. "Miki pięć, Miki 9". Jeszcze czasem myli się 6 z 9. A włączenie 29 (TVP abc) to z zamkniętymi oczami.
           Rozpoczęliśmy kolejny szczebel - pierwsze próby dodawania i odejmowania. I już tu zaczęłam się frasować, jakby tu zacząć wprowadzać nastki, gdy Miki całkiem sam zaczął liczyć do 15 -16. Potem jest już chaos. Niedługo zacznę z nim pracować na tablicach Seguina, to sobie utrwali i pozna zapis graficzny. Miki liczy i liczy. Kilka razy w ciągu dnia liczy kilka razy pod rząd. Już wszyscy wujkowie i wszystkie ciocie wysłuchały ciąg:
Rok temu liczył do 5.
          Matematyka jest obecna codziennie. A to Miki próbuje pisać, liczy w książkach coś, podczas zabawy w sklep i wielu innych codziennych sytuacjach.
- Mikiś podaj mi 3 marchewki.
- Wsyp 8 łyżek.
- Mikiś podaj 6 jajek.
- Mikiś ile kupimy serków, by starczyło dla was i dla Jasia?
- Mikiś a jak Filipek miał 5 cukierków i zjadł dwa, to ile mu zostało?
Moje dziecię jest ciągle bombardowane tego rodzaju pytaniami i o dziwo nieznudzone przelicza, przynosi, podaje i odpowiada.

 
  Tu układa puzzle w pary, potem układa po kolei od 1 do 10.



              A w podróży albo pod drzwiami lekarza polecamy liczenie z Czuczu:


              Matematykę może zrozumieć każde dziecko, tak jak przyswoiło język ojczysty, tak zapozna się i z językiem matematycznym. Dlatego wprowadzajmy go codziennie naszym dzieciom. Dzieci uczone w domu w przyjaznej atmosferze są  w stanie zrozumieć i nauczyć się o wiele więcej niż to, co proponuje szkoła i program nauczania. Matematyka może pojawiać się mimo woli i bez przygotowywania pomocy dydaktycznych. Można liczyć wbijane jajka do ciasta, szacować, ile trzeba zrobić kroków by dojść tu i tu, odczytywanie, na które piętro się jedzie, ile potrzeba sztućców do obiadu, ile jest schodów, mierzyć centymetrem, czego jest więcej, ile nóg mają dwa psy, czego mniej i wiele wiele innych, co komu przyjdzie do głowy. W kuchni najłatwiej się nauczyć matematyki.
Pomóżmy dzieciom pokochać matematykę, by stała się fascynującą przygodą, a nie powodem koszmarów sennych.